...bo robi wszystko na ostatnią chwilę
Oczywiście można się przyczepić do tego, że ja się czepiam. W końcu jak sobie facet lubi robić wszystko na ostatnią chwilę, to może niech sobie robi? Ja bym się nawet mogła na to zgodzić, gdyby to było efektywne. Wtedy - proszę bardzo, rób sobie tak, skoro ci się żywnie podoba. Ale... Zawsze jest jakieś ale...
Niedawno Mój Mąż wybierał się załatwić Pewną Ważną Sprawę, której to raczej nie da się załatwić w stroju innym niż garnitur i koszula z krawatem. Ponieważ o Sprawie tej wiedzieliśmy dużo wcześniej, na tydzień przed tym terminem marudziłam mu, by wyjął garnitur, sprawdził, czy czysty, uprasowany etc. Zabrał się za to dzień przed o godzinie 21.30. Co się okazało? Ano okazało się, że garnitury ślubne mają taką właściwość, że powieszone w szafie i dłużej nie ruszane, ulegają dziwnym procesom, w efekcie których jest ich po prostu mniej. Zwłaszcza w rejonie pośladków i brzucha. Nie wiem doprawdy, nawiasem mówiąc, dlaczego jeszcze nikt nie wymyślił garniturów męskich z materiału z domieszką gumy. W każdym bądź razie około godziny 22 stanęliśmy oko w oko z następującym faktem: Mój Mąż nie ma się w co ubrać, gdyż ani garnitur, ani ewentualne zamienniki eleganckich spodni do założenia się nie nadają.
W związku z tym byliśmy zmuszeni wybrać się do całodobowego przybytku zwanego potocznie TEŻCOŚ, aby nabyć drogą kupna spodnie prasowane na kant za sumę kilkudziesięciu złotych, która to cena nie była może zawrotna, za to spodnie niestety zawierały zawrotną liczbę procentową poliestru. Ze względu na to, że krój ich i rozmiar był naprawdę bardzo dziwny, Mój Mąż spędził dodatkową godzinę z igłą i nitką w ręku, dopasowując nogawki do swoich potrzeb.
Chyba nie muszę tłumaczyć dalej...
Komentarze (11)
Dodaj komentarzJeśliby wstawić w miejsce "bardzo ważnej sprawy do załatwienia" słowo "wesele" to ostatnio przerabiałam temat kilka razy. Rzeczywiście garnitury mają to do siebie, że z czasem się kurczą nieodwracalnie, a skutki tego mogą być jak opisałaś, lub też ... gdy się żona wściekła prawie grożąc rozwodem, to mąż na wielkim wydechu spodnie dopiął, wzmocnił konstrukcję paskiem, żeby nikogo nie zabić odstrzeliwującym znienacka guzikiem i cierpiał w milczeniu całą imprezę.
Musiał strasznie cierpieć ten mąż, bo jak w tej sytuacji na weselu jeść?:-)
Moja Droga - jak sam sobie te nogawki przyfastrygował, to naprawdę zasługuje na choć jeden pozytywny wpis :)
Ha, nie dość, że przyfastrygował, to jeszcze sam je prasował. Fidrygauka, chyba w związku z tym masz rację :-) Chociaż w sumie ja tego nie szyłam, bo...nie umiem...
rzadko mi się to zdarza, czytając w necie, ale własnie śmieję się na głos, wręcz rechoczę:))
Spodnie z TESCO bardzo mnie ubawiły... Nie wiem co mój ancymon by zrobił w takiej sytuacji, chyba jednak poszedłby w dżinsach - może czarnych. On ma sporo ubrań:)) Zaś tak, zdecydowanie doceń że sam cokolwiek igłą zrobił z tymi spodniami:))
A propos robienia rzeczy na ostatnią chwilę to mój jest w tym "miszczem" - nie ma rzeczy którą by zrobił przed czasem, łącznie z remontem mieszkania w którym zamieszkaliśmy po urodzeniu naszego pierwszego dziecka.... jak wiadomo ciąża trwa 40 tygodni, ale przecież ostatni tydzień przed porodem jest na to najlepszy, wręcz optymalny:)) ech, książkę mogłabym napisać....
Nie będę ukrywać, żęm w tym przypadku adwokatem twojego męża, bo ja niestety w tej kwestii jestem taka sama :) Wyznaję zasadę, że 'podchorążdy zawsze zdąży' - ale jakimi nerwami i siedzeniem po nocy jest to okupione, to ... tylko mój mąż wie :)
Jak małż tak sprawnie operował igłą i nitką, co robiła Oburzona w tym czasie ?
Eldka, no co za pytanie! Przecież wszystko na gorąco trzeba notować, żeby nie uciekło ;-)
Aaaaaaaaaaa ;)
No tak. Mój po tego typu akcji, jak go pytam, czy rozumie, dlaczego trzeba było zrobić to wcześniej mówi: "No ale o co Ci chodzi? Przecież wszystko się udało!"
Bo według nich liczy się efekt. A dla nas również styl ;)